Większość gości odwiedzających Rezerwat Stawy Raszyńskie zachwyca się tutejszą przyrodą  faktem, że zaledwie kilkanaście kilometrów od centrum wielkiej metropolii możemy obcować z tak wieloma gatunkami dzikich ptaków i innych zwierząt. Ciesząc się tutejszą przyrodą, a przede wszystkim – planując ją chronić – musimy jednak pamiętać, że nie jest to do końca przyroda „dzika”.

Stawy Raszyńskie stanowią ekosystem od wieków kształtowany działalnością człowieka. Ostoja ptaków zachowała się  tu dlatego, że nad Raszynką utworzono stawy rybne wykorzystując dogodne warunki geologiczne doliny Raszynki. Prowadzona przez wieki gospodarka stawowa zapewniła stabilne stosunki wodne, specyficzne zbiorowiska roślinne i tym samym obfitość pożywienia – wszystko to zależało przez dziesiątki dekad od mądrego, zrównoważonego gospodarowania tym terenem. Dlatego dziś, myśląc o zachowaniu tego unikalnego miejsca i jego bioróżnorodności musimy wziąć pod uwagę wszystkie elementy „układanki”.

Pewną podpowiedź i nadzieję na to, że możliwe jest zachowanie (a nawet przywrócenie) kruchej równowagi w ekosystemie związanym ze specyficzną działalnością rolniczą daje wizyta w Rezerwacie Beka na Pomorzu. Teren położony na brzegu Zatoki Puckiej, niedaleko Rewy jest podobnie jak Falenty ostoją wielu gatunków ptaków i świetnym przykładem na to, jak bardzo wciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zmieniła się koncepcja ochrony przyrody.

Pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku ludzie podejmujący ważne decyzje dostrzegli przyrodnicze walory łąk położonych w pobliżu Ujścia Redy. Dekadę później utworzono tu rezerwat przyrody, aby chronić unikatowe siedliska roślin i zwierząt. Kolejne dziesięć lat później okazało się… że właściwie nie ma już co chronić. Co poszło nie tak?

Idea, że dziką przyrodę należy zostawić w świętym spokoju jest w zasadzie słuszna… pod warunkiem, że rzeczywiście mamy do czynienia z przyrodą dziką. Tymczasem człowiek kręci się po planecie już od dłuższego czasu, a od około 12 tysięcy lat uprawia ziemię. Przyroda miała więc dużo czasu by dostosować się do naszej obecności i nauczyć czerpać z niej korzyści.

Zwykle mówimy o naszym negatywnym wpływie na środowisko, myśląc głównie o spustoszeniach, jakie poczyniliśmy przez ostatnie 200 lat (i które nadal bez większego opamiętania czynimy). Jednak tradycyjne, ekstensywne rolnictwo zmieniało środowisko niekoniecznie w sposób negatywny. Ekosystemy zmieniały się pod wpływem człowieka, a wiele gatunków zmieniało swoje zachowania, siedliska i zasięgi występowania.

Na uprawie roli i wypasie bydła skorzystało m.in. wiele gatunków ptaków, dziś nazywanych ptakami krajobrazu rolniczego (i będących w tarapatach w związku z obecną intensyfikacją rolnictwa). Przykładem ekosystemu zależnego od człowieka jest łąka – musi być ona regularnie koszona lub skubana przez bydło, owce lub konie, w przeciwnym razie nastąpi sukcesja gatunków i rośliny zielne w ciągu kilkunastu lat zostaną zagłuszone przez krzewy i drzewa, a na terenach podmokłych przez trzciny.

Tereny nad Zatoką Pucką były użytkowane rolniczo od ponad 300 lat. Pasące się tu krowy skubały roślinność, nie pozwalając na zarastanie łąk. Resztę zrobiło morze – jesienią i zimą tereny wokół Ujścia Redy są zalewane przez wodę morską. W ten sposób powstały słonawy – wilgotne łąki porośnięte przez słonolubne rośliny. Te unikatowe łąki stały się idealnym miejsce gniazdowania licznych gatunków ptaków, a dla wielu innych stanowiły miejsce odpoczynku na wiosennych i jesiennych przelotach.

Gdy utworzono tu rezerwat, pozwolono przyrodzie rządzić się samej. Z łąk zniknęły krowy, a w ciągu dziesięciu lat w zasadzie zniknęły i łąki, dla ochrony których powołano rezerwat! 

Na szczęście na przełomie wieków opiekę nad rezerwatem Beka objęło Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków (OTOP). OTOP wprowadził ochronę czynną: przywrócono koszenie, na łąki wróciły też zwierzęta gospodarskie. Dzięki temu w ciągu ostatnich dwudziestu lat udało się w dużej mierze przywrócić stan pierwotny. Słone łąki wyglądają obecnie podobnie jak w latach 70-tych.

Będąc w rezerwacie spotkałam jego czworonożnych „pracowników” zajętych robotą. Stado koników polskich dba o regularne skubanie łąki – mają najlepsze kompetencje do tego, by wybierać odpowiednie rośliny i przycinać na odpowiednią długość. Ludzie tylko trochę im pomagają, przeprowadzając co jakiś czas stado na inny obszar.

Muszę przyznać, że były to najszczęśliwsze konie, jakie kiedykolwiek widziałam! Często zapominamy o tym, że konie to zwierzęta stadne, nawiązujące bardzo trwałe i bliskie relacje pomiędzy sobą. Do szczęścia potrzebują też swobody i dużych przestrzeni. Z końskiego punktu widzenia żadna stajnia, nawet najwspanialej wyposażona, nie umywa się do wielkiej łąki! Koniki w rezerwacie były tak wyluzowane, że nie przeszkadzały im nawet … szpaki, które traktowały ich grzbiety jak punkty przesiadkowe.

Rezerwat Beka to zdecydowanie moje odkrycie roku:  to nie tylko przepiękne, ciche miejsce na naszym wybrzeżu. To także znakomity przykład na to, jak powinna wyglądać ochrona czynna unikalnych siedlisk.

Bez prawidłowej ochrony łąk, grobli, stawów, przepustów siedliska ptaków, dla ochrony których rezerwat istnieje, mogą przestać istnieć. Jednak do ochrony takich miejsc nie powinno się wykorzystywać ciężkiego sprzętu!

Mam nadzieję, że i w Rezerwacie Stawy Raszyńskie uda się wypracować zrównoważony, długofalowy plan ochrony czynnej, który pozwoli zachować niezmieniony charakter tego miejsca. Podobną rolę co konie na łąkach w Bece, mogło by pełnić w Falentach bydło.

(amg)